Mikrobiotyczne serum kojąco-wzmacniające + krem kojąco-nawilżający Microbiome Pro Care Supremelab — Bielenda Professional

poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Cześć,
lubicie kosmetyki z Bielendy Professional? Ja bardzo, dlatego niezwykle chętnie testuję ich nowości. Jeszcze w zeszłym roku w moje łapki wpadł zestaw ze stosunkowo nowej wtedy serii Microbiome Pro Care Supremelab, konkretnie dostałam serum i krem, o których chcę Wam dzisiaj trochę napisać. Zainteresowani? :)

Mikrobiotyczne serum kojąco-wzmacniające + krem kojąco-nawilżający Microbiome Pro Care Supremelab — Bielenda Professional
 

Od producenta:  Serum, które natychmiastowo koi skórę, wygładza ją i nawilża. W mgnieniu oka poprawia wygląd cery. Stosowane regularnie przywraca równowagę skórze dysfunkcyjnej, wzmacnia, zmniejsza podatność na podrażnienia, wspiera procesy regeneracji, chroni przed przesuszeniem i pomaga odbudować zdrowy mikrobiom. Ma lekką i delikatną jogurtową konsystencję, która sprawia, że jego aplikacja jest niezwykle przyjemna.


Silnie nawilżający i kojący krem o otulającej, przyjemnej konsystencji. Natychmiastowo łagodzi i przywraca komfort i równowagę przesuszonej, podrażnionej skórze. Jego regularne stosowanie wspiera naturalne funkcje barierowe skóry oraz jej mikrobiom, regeneruje, wzmacnia, odżywia, wygładza. Dodatkowo, dzięki składnikowi Bioprotection Shield, krem chroni przed działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych. Może być stosowany także w przypadku cer tłustych i mieszanych, z niedoskonałościami.

Opakowania: Linia jest zamknięta w wygodnych i całkiem ładnych opakowaniach. Serum ma 30 ml, a krem 50 ml.
Konsystencja: Oba kosmetyki mają jasne kolory. Serum jest lżejsze, krem bardziej treściwy.
Zapachy: Są bardzo delikatne, praktycznie niewyczuwalne.
Ceny/dostępność: Jeżeli macie ochotę kupić ten duet razem, to można to zrobić za około 120 zł na stronie marki. Można też oczywiście skusić się na te kremy solo.

Moja opinia: Te dwa kosmetyki z Bielendy Professional są zamknięte w bardzo ładnych i przede wszystkim — naprawdę wygodnych opakowaniach. Tubki pozwalają na higieniczne dozowanie kosmetyków, a ich zużycie można bardzo łatwo sprawdzić. Wystarczy podstawić wybraną tubkę pod lampę. :) Serum ma 30 ml, a krem 50 ml. I jeden i drugi kosmetyk pachną praktycznie identycznie — bardzo delikatnie i przyjemnie. Podobne są również same konsystencje, mają jasne kolory. Serum jest trochę mniej treściwe niż krem, jest takie całkiem lekkie. Jeżeli zaś chodzi o samo działanie, to zacznijmy właśnie od serum. Dzięki lekkiej konsystencji fajnie się wchłania i faktycznie wręcz ekspresowo nawilża skórę. Sięgałam po nie zarówno rano, jak i wieczorem (zanim... o tym zaraz) i efekty były naprawdę bardzo zadowalające. Skóra była super przygotowana pod dalszą pielęgnację. 


Przy wieczornej pielęgnacji często sięgałam później po krem z tej samej serii. Tutaj mamy bardziej treściwą konsystencję, co oczywiście przełożyło się i na wydajność. W składzie znajdziemy sporo interesujących składników odżywczych, podobnie zresztą, jak i w samym serum. Bardzo lubiłam to, jak moja skóra reagowała na ten krem — była pięknie nawilżona, ukojona i odżywiona... niestety... do czasu. Bo z czasem zauważyłam, że moja skóra bardzo źle reaguje zarówno serum, jak i na krem. Mam mieszaną cerę, ale bez jakiejś wielkiej tendencji do zapychania. Przy stosowaniu tych kosmetyków na dłuższą metę, niestety na mojej buzi pojawiło się sporo niedoskonałości. Dużych, podskórnych zmian, których gojenie zajmowało sporo czasu. :( Na początku myślałam, że może to nie te kosmetyki, odkładałam je i wracałam ponownie... niestety za każdym razem było to samo. Buzia była zapchana i jej przywracanie do 'normalnego' stanu zajmowało mi sporo czasu.

Nie jestem jednak fanką wyrzucania kosmetyków (ani niczego innego;)) dlatego oddałam te dwa produkty Mamie. I wiecie co? Ona była z nich bardzo zadowolona. A już szczególnie z kremu. Świetnie odżywiał i nawilżał jej naprawdę dojrzałą już cerę. Po co Wam o tym piszę? Po to, żeby pokazać, że jeden (no tutaj w sumie dwa;)) i ten sam kosmetyk, może zupełnie inaczej reagować na innej skórze. Moja mieszana cera tych produktów nie polubiła, a moja Mama była w nich zakochana. Była, bo oba produkty dobiły już dna. 

Nie ukrywam też, że trochę nie dawało mi spokoju, na jaki składnik moja skóra mogła źle zareagować. Przeanalizowałam więc trochę składy tych dwóch produktów, no i tak... W serum znajdziemy np. glyceryl stearate, który w czystej postaci może sprzyjać powstawaniu zaskórników. A w składzie jest na trzecim miejscu. Co dalej? Ten sam składnik występuje w kremie. Dodatkowo w kremie mamy kolejny składnik, który może być komedogenny, czyli ethylhexyl stearate. 

Byłam bardzo ciekawa maseczki z tej serii, ale z wiadomych względów — nie będę po nią sięgać. Ta seria po prostu nie jest dla mnie. :) Mimo to nadal mam ochotę wypróbować sporo ich innych produktów. A już zwłaszcza tych z nowych serii. :D A czy Wy używałyście linii Microbiome Pro Care Supremelab? Jak się u Was sprawdziła?

--------------------------------------------------------------------------- 
Obserwuj mój:
*FACEBOOK- KLIK  
  *INSTAGRAM-KLIK    
Ruda

3 komentarze:

  1. Nie znam tej serii. Chociaż bardzo lubię Bielendę nie wiem, czy chciałabym to wypróbować. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe kosmetyki, ogólnie lubię tą markę Bielenda Professional. Mam inne Serum z kwasami Aha i dobrze się u mnie sprawdza. Natomiast ten Mikrobiotyczny krem nawilżający sprawdziłby się u mnie jesienią bo mam cerę suchą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że dla mojej cery też mogłyby być za bogate. Ja teraz używam ich eliksir z żółtej serii z ceramidami i sprawdza się super :)

    OdpowiedzUsuń

To miło, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią.

denko (108) nowości (151)